Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

O napadzie, którego nie było

Data publikacji 20.02.2013
paragraf11

Policjanci Wydziału Kryminalnego prowadząc śledztwo pod nadzorem prokuratury ustalili, że mieszkanka Śremu upozorowała napad na swoją osobę. Śledczy jednoznacznie wykluczyli, aby ktokolwiek skrzywdził kobietę. Jej obrażenia nie były wynikiem działania innych osób. Niby skradzioną biżuterię kobieta wcześniej sama sprzedała, bowiem posiada pożyczki i jest zadłużona. Śledczy nie wykluczają wszczęcia postępowania dotyczącego złożenia fałszywych zeznań przez „pokrzywdzoną”.

2 stycznia br. o godz. 13.35 śremska Policja została powiadomiona przez mieszkańca Śremu o napadzie na jego żonę, do którego miało dojść w mieszkaniu.

Na miejsce natychmiast udali się policjanci Ogniwa Patrolowo-Interwencyjnego. Kobieta, która miała zostać napadnięta przebywała w mieszkaniu i otworzyła funkcjonariuszom dwoje drzwi zamkniętych od środka na zamki, a jednocześnie oświadczyła im, że sprawca napadu może być w domu. Mundurowi szybko to sprawdzili. W domu nikogo nie było. Nie było też śladów plądrowania mieszkania, a na ławie w pokoju leżały dwa telefony komórkowe oraz laptop. Kobieta  poinformowała mundurowych, że wpuściła do mieszkania mężczyznę, który oświadczył, że spisuje liczniki gazu. Mężczyzna ten miał ją szarpać, a następnie czymś uderzyć w szyję i głowę, w wyniku czego upadła i straciła przytomność. Jednocześnie kobieta pokazała policjantom dłonie twierdząc, że broniła się przed nożem i ma na nich rany. Funkcjonariusze zauważyli drobne zadrapania na prawej dłoni, zasinienie na policzku i drobną, powierzchowną, nie krwawiącą ranę na szyi. Nigdzie nie stwierdzono śladów krwi. Kobieta poinformowała, że kiedy odzyskała świadomość, to zadzwoniła do męża przebywającego w pracy, a ten zawiadomił Policję. Pokrzywdzona nie potrafiła powiedzieć, czy z domu coś skradziono. Jej mąż powiadomił później, że skradziono głównie złotą biżuterię, w sumie mienie o wartości ponad 11 000 złotych. Policjanci oczywiście wezwali pogotowie i kobieta została zabrana do szpitala.

Funkcjonariusze wykonali też na miejscu wszystkie niezbędne czynności, tak jakby do napadu faktycznie doszło, choć od początku mieli co do tego duże wątpliwości. 9 stycznia br. Prokuratura Rejonowa w Śremie wszczęła śledztwo w sprawie napadu na mieszkankę Śremu. Śledztwo w całości powierzono do prowadzenia śremskiej Policji.

Kryminalni pracujący nad sprawą zasięgnęli opinii biegłego lekarza medycyny sądowej, który stwierdził, że kobieta obrażeń doznała w trakcie ataku choroby, na którą cierpi, i upadku samoistnego. Biegły wykluczył też, aby obrażenia i rany, które miała, zostały zadane przez jakąkolwiek inną osobę.

Detektywi wnikliwie badający sprawę ustalili również, że kobieta posiada pożyczki i jest zadłużona, a o jej finansowych zobowiązaniach nie wie nikt z rodziny.

Kryminalni dotarli także do jubilera, któremu kobieta sprzedała złotą biżuterię podając przy tym nie do końca prawdziwe dane.

Kiedy mąż kobiety był przesłuchiwany w śremskiej Komendzie, to ta zadzwoniła do niego w toku tego przesłuchania, żeby powiadomić go, iż odnalazła list anonimowy z groźbami, który otrzymała 2 lub 3 lata temu i utrzymywała go w tajemnicy przed rodziną. Funkcjonariusze poddali list oględzinom i stwierdzili, że został on sporządzony niedawno i jeszcze się klei.

Pokrzywdzona została przesłuchana w prokuraturze w obecności biegłego psychologa, z opinii którego wynika, że jej zeznania budzą wątpliwości i są niewiarygodne.

W sprawie pojawiło się też szereg innych sprzeczności, które wskazywały na to, że kobieta nie mówi prawdy.

W tej sytuacji policjanci umorzyli śledztwo stwierdzając, że napadu nie było. Jednocześnie śledczy nie wykluczają wszczęcia postępowania dotyczącego złożenia fałszywych zeznań przez „pokrzywdzoną” mieszkankę Śremu. 

Powrót na górę strony